Sezon grzewczy w pełni, warunki klimatyczne przejażdżkom rowerowym nie sprzyjają, ludzie chcą mieć ciepło a zatem powraca temat smogu. Zjawisko to towarzyszy niemal wszystkim dużym miastom, szczególnie w okresie zimowym i szczególnie miastom położonym w kotlinie, w zagłębieniu, w dolinie. Poznań takie warunki spełnia a przewietrzanie miasta w postaci klinów zieleni, wymyślone przez prof. Adama Wodziczkę i prof. Władysława Czarneckiego jest skutecznie ograniczane przez „betonozę”. To samo tyczy się dużych osiedli PRL-owskich, gdzie naturalna bryza miejska ma coraz mniej do powiedzenia za przyczyną zagęszczenia infrastruktury. Każda wolna powierzchnia jest sukcesywnie zabudowywana a na gruntach sprzedanym developerom miasto zarabia niemałe pieniądze.
Co robić, panie dzieju? Najmiłościwiej nam Panujący Prezydent Jacek Jaśkowiak i jego dworska świta (bardziej pasuje sitwa) podjęli wyzwanie i poszli na wojnę z… samochodami. Buduje się ścieżki rowerowe, przekształca pasy jezdni w buspasy, kierując tym samym 90% ruchu kołowego na jeden pas. Wyznacza się Strefy Płatnego Parkowania jednocześnie zabierając powierzchnie miejsc parkingowych. Do tego wszędobylskie słupki, koperty, ograniczniki itp. Efekt?
Cóż za niespodzianka. Niedobrzy poznaniacy nie chcą się przesiąść na najdroższą komunikację miejską w Polsce. Nie chcą też smarować rowerami i hulajnogami po mieście przy zdrowotnej temperaturze -3oC wzmacniając swą tężyznę fizyczną jeżdżąc momentami po muldach.
Do włodarzy nie dociera fakt, że samochody nie są główną przyczyną smogu, ba nie są nawet kluczową. Stan powietrza w mieście pogarszają przede wszystkim tzw. kopciuchy. I tu powinna być odpowiednia strategia. Najskuteczniejsze jest podłączenie domów posiadających stare piece pod miejską sieć ciepłowniczą. Operacja nie jest ani tania, ani prosta, ale na pewno o wiele bardziej pożyteczna niż to, co proponuje miasto, które ogranicza się do zachęt wymiany pieców na gazowe, elektryczne, czy konwekcyjno-parowe. Jak wiemy istnieje nawet system dopłat do owych. Cóż nam z tego skoro najbiedniejszych ledwo stać na ich wymianę a ostatnie ceny energii niekoniecznie zachęcają do wymiany o czym boleśnie przekonali się mieszkańcy gminy Tarnowo Podgórne. Oczywiście skala zagrożenia smogiem jest spora, więc należy stosować też inne zachęty takie jak…mandaty. Co jakiś czas zatem na Świerczewie i innych „niereformowalnych” dzielnicach nad kominami lata dron kupiony za publiczne pieniądze. Z drugiej strony nie ma co się dziwić co poniektórym, nawet bogatym mieszkańcom Sołacza, że palą czym popadnie. Wszyscy ci, którzy przeszli na „antysmogowe” piece drastycznie odczuli wzrost opłat za ogrzewanie. Reasumując – jednych nie stać, drudzy chcą zaoszczędzić, wielu zainwestowało też w odnawialne źródła takie jak fotowoltanika i turbiny wiatrowe, ale tu też państwo stawia warunki. Ze sprzedażą i odbiorem nadwyżki z tego typu źródeł są problemy i niestety część pożera aparat administracyjny. Przedsiębiorcy jednak cały czas mogą kombinować:
https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-sprzedaz-pradu-z-fotowoltaiki-jako-pomysl-na-biznes
Nie chcę tu być w żadnym przypadku akwizytorem fotowoltaniki. Wszelkie odnawialne źródła energii powinny być uzupełnieniem (dodatkiem) a nie alternatywą, a już na pewno nie zastępstwem konwencjonalnych źródeł, do czego łebscy filozofowie unijni dążą. Na marginesie dodam, że w UE już pracują nad podatkiem utylizacyjnąym i powierzchniowym odnośnie paneli fotowoltanicznych. Nawet ci ekologiczni palący drewnem już są na celowniku dzięki wynikom suto opłacanych badań nad wilgotnością spalanego drewna:
Szanowni Państwo, nie łudźmy się – ceny energii będą rosnąć a urzędnicy będą z tym walczyć. Rosja, Indie, Chiny i USA mają szeroki uśmiech na twarzy czytając „pakiet klimatyczny” UE. Tymczasem problem pozostał a władza może ogłosić, że coś robi.
W następnym wydaniu temat Globalnego Ocieplenia, czyli jak z rzeczy naturalnej i powszechnej zrobić biznes.
Jacek Olszewski
Zdjęcie: YT/Leszek Kwiatkowski