Mam w rodzinie dobrego logopedę – kobietę, ale jako osoba pamietająca PRL nie przyzwyczaiłam
się do zawodowych feminatywów (logopedka). Ma doświadczenie w pracy z pacjentami w różnym
wieku, pracowała i w przedszkolach i na uczelniach. Na bardzo wczesnym etapie diagnozowała
wszystkie nowonarodzone dzieci w rodzinie i wśród znajomych, odsyłając je do właściwych
specjalistów. Obecnie pracuje z muzykami i aktorami prowadząc jednoosobową działalność
gospodarczą oraz z przyszłymi pedagogami kształcąc ich w szkołach wyższych.
Parę dni temu dowiedziałam się od niej, że w najbliższym czasie Sejm ma procedować bardzo
szkodliwą dla logopedów ustawę, ale jeszcze bardziej szkodliwą dla ich pacjentów/klientów, którzy
chcieliby skorzystać z logopedycznych usług. Nie chodzi tylko o to, że prawdopodobnie zwiększy
się liczba sepleniących dzieci, których rodziców nie będzie stać na usługi logopedów, bo już samo
dostosowanie gabinetu do możliwości wykonywania usług medycznych będzie skomplikowane.
Chodzi o to, że niewielki procent logopedów pracuje bezpośrednio w resorcie ochrony zdrowia, pod
który zawód ten ma według nowego projektu podlegać.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że zniszczono tzw. służbę i ochronę zdrowia publicznego, która już
wcześniej nie działała dobrze, regulując dostęp do niej przez skupienie na walce z jedną (sic!)
chorobą.
Obserwuję też tego typu regulacje zawodowe na polu akademickim. Powszechnie znane jest w tym
środowisku pojęcie „punktozy”. Wszelkie nasze osiągnięcia mierzone są przez algorytmy, które
„wyceniają” dorobek naukowca na podstawie arbitralnie przydzielonych danym czasopismom
punktów. Są również odpowiednio naliczane punkty za każdy inny aspekt działalności akademika.
Praca dydaktyczna także podlega coraz większym regulacjom. Nauczyciele akademiccy są
zobowiązani wypełniać coraz więcej dokumentów, co staje się nie tylko dużym utrudnieniem, ale
wymaga coraz większej specjalizacji w administrowaniu danymi.
Hannah Arendt utworzyła w II połowie XX wieku nową definicję totalitaryzmu. Nowoczesny
totalitaryzm nie wymaga już dyktatorów, wystarczy terror regulacji, oddolne zarządzanie masą.
Administracja wsparta systemem policyjnym (pilnującym tzw. „porządku” czyli przestrzegania
aktualnych norm) i odpowiednio znaczącymi stanowiskami przyznawanymi tym, którzy potrafią się
wdrożyć w ten zmienny system funkcjonowania, osiąga dziś taki zasięg działania, że zatraciliśmy
zupełnie poczucie wolności. Żeby być wolnymi podmiotami, musimy mieć jakąś tożsamość, a ta
m.in. pod pozorem zawodowych regulacji jest nam konsekwentnie zabierana, choć wydawać by się
mogło, że intencje są odwrotne.
Logopedzi „są logopedami niezależnie od miejsca pracy. To, że pracują w innych podmiotach niż
resort ochrony zdrowia, wiąże się z tym, że nie ma w nim dużych możliwości zatrudnienia” –
formułują swoje postulaty logopedzi w Apelu do Sejmu (Apel Zarządu Głównego Polskiego
Związku Logopedów w sprawie projektu ustawy o niektórych zawodach medycznych).
Podkreślić trzeba, że „miejsc pracy dla logopedów w resorcie ochrony zdrowia jest bardzo mało –
wg szacunków tylko ok. 12% czynnych zawodowo logopedów znajduje zatrudnienie w resorcie
ochrony zdrowia, a i to rzadko kiedy w pełnym wymiarze czasu pracy. (…) Ograniczenie
wykonywania świadczeń logopedycznych jedynie do resortu ochrony zdrowia niesie tym samym
negatywne skutki dla pacjentów: zmniejszenie dostępu do diagnozy i terapii logopedycznej i/lub
zwiększenie kosztów terapii logopedycznej, zamykanie małych, dostępnych blisko domu pacjenta
gabinetów logopedycznych”.
Uderzenie w logopedów to kolejny akt walki z drobną przedsiębiorczością i z tzw. wolnymi
zawodami, wymagającymi nie tylko dużej elastyczności, ale przede wszystkim umiejętności
samokształcenia i podejmowania decyzji związanych z samorozwojem, co jest z roku na rok coraz
bardziej utrudniane rosnącą niemal wykładniczo ilością przepisów i regulacji.
Czy apel kolejnej niszczonej grupy zawodowej dotrze do rządzących? Zawód logopedy należy do
tych zawodów, które – jak np. zawody nauczycielskie czy artystyczne – łączy wiele specjalizacji,
podkreślają autorzy apelu.
Proces kształcenia logopedy znacząco odbiega od zawodów ujętych w projekcie ustawy o zawodach medycznych. Logopedzi posługują się metodami z wielu dyscyplin poza logopedią: lingwistycznych, pedagogicznych, psychologicznych i medycznych, dlatego logopedzi – jak większość tego typu zawodów – są w nieustannym procesie samokształcenia. Podnoszą swoje kwalifikacje, zdobywają uprawnienia i certyfikaty uprawniające do stosowania
wielu różnorodnych metod i terapii, uczestnicząc w wielu szkoleniach i warsztatach, najczęściej
sami je opłacając.
Wejście w życie nowej ustawy grozi m. in. utratą „uprawnień do tytułu zawodowego i konieczność
kolejnej weryfikacji już wielokrotnie sprawdzanych kompetencji”, co za tym idzie – dewaluację
statusu zawodowego logopedy. Gdy tymczasem logopedzi nabyli już to prawo w procesie
wykształcenia i dodatkowych szkoleń. Poza tym rynek świetnie weryfikuje tę profesję. Do słabego
logopedy nikt nie przyjdzie.
Rosnąca kasta urzędników na razie na brak pracy i utratę tożsamości nie narzeka.
Agnieszka Doda-Wyszyńska