Sprawa się toczy od 2017 roku, gdy jeden z partnerów zagranicznych UAM, Instytut Króla Sejonga zarzucił pracownikom Uniwersytetu wprowadzenie w błąd i doprowadzenie do podpisania umowy o współpracę z Fundacją Universitatis Posnaniensis, w miejsce występującego dotąd Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Umowa dotyczyła odpłatnych kursów języka koreańskiego, prowadzonych na terenie UAM i na jej koszt.
Fundację tworzyli notable z UAM i ich krąg towarzyski. Oni też kontrolowali przepływy środków z Instytutu Króla Sejonga, bez kontroli formalnej władz UAM.
Od dłuższego czasu było to „tajemnicą poliszynela” aż ówczesna Dziekan Wydziału Neofilologii, jak też inni pracownicy zaczęli domagać się wyjaśnień od władz Uczelni.
Choć część zarzutów ma naturę kryminalną, w tym przywłaszczenie mienia, władze UAM nie kwapiły się do szybkiego wyjaśnienia sprawy.
Może nie do końca „nie kwapiły się”. Ówczesny Rektor zlikwidował Instytut Językoznawstwa, jako źródło przecieku w tej sprawie. Do tego zgłosił sprawę do Prokuratury, ale bez znanych sobie dowodów. Tak więc wszyscy odpowiedzialni są kryci.
Co prawda Ministerstwo Edukacji i Nauki podjęło decyzję o kontroli w UAM, a także zapowiedziało podjęcie działań mających na celu szacunek strat finansowych Uczelni i sposób ich dochodzenia, ale skończyło się na upomnieniu, które Komisja Dyscyplinarna Uniwersytetu nałożyła na jedną z odpowiedzialnych osób.
Tak więc w finale sprawy obecnie:
a. Prokuratura wznowiła uchylone śledztwo
b. Część dociekliwych pracowników UAM już tam nie pracuje
c. Pracują nadal wszyscy „znajomi królika”
d. Obecna Rektor reprezentująca UAM jako poszkodowana przez swych znajomych, ograniczyła się do wynajęcia prawnika.
Wszyscy liczą, że sprawa się spokojnie przedawni, tylko gdzie są pieniądze mające trafić do UAM?
Nikt się tym nie przejmuje w obliczu wojny, inflacji i problemów wolnych sądów.
Benedykt Mossakowski