„Superwizjer” TVN opublikował kolejny materiał przeciwko Kościołowi. Wolno
im. Autorzy „Superwizjera” swój materiał oparli na wersji wychowanka z
zaburzeniami osobowościowymi, nie dopuszczając do głosu np. prawnika
reprezentującego zakon, pomimo korespondencji mailowej, z której wynika
stanowisko obiektywne pod względem prawnym.
Materiał TVN w „Superwizjerze” wpisuje się nie tylko w, bezpodstawny często,
atak na osoby duchowne, ale i w świetle komentarzy na temat obrony polskich
granic, oraz przypadku zatrzymania dwóch fotoreporterów przy jednostce
wojskowej, pokazuje upadek dziennikarstwa.
Tak jak nie sprostowali oni i portal „Wyborczej” informacji o kotku, który szedł z
nachodźcami 5 tysięcy kilometrów, tak i trudno liczyć, że powiedzą kiedyś
prawdę o siostrach zakonnych z Domu Dziecka w Szamotułach.
Fakty są takie, że pomija się poświęcenie 24-godzinne opiekunek dzieci i
młodzieży, którzy znaleźli się, bez swojej winy, w ciężkim położeniu. W swym
100-letnim dorobku uratowały tysiące „straconych życiorysów”, którym udało
się wyjść na prostą w dorosłym życiu.
„Dyscyplina” w tym Domu Dziecka, to raczej zasady pozwalające funkcjonować
kilkudziesięcioosobowym grupom w otoczeniu pozostałych pięciu podobnie
liczebnych grup w jednym domu.
Miasto Szamotuły to stosunkowo mała społeczność, gdzie wszyscy się znają.
Nie udało się jednak autorom „Superwizjera” znaleźć ani jednej osoby, która by
potwierdziła ich rewelacje na temat zakonu.
Nie wpisuje się bowiem w narrację tego reportażu, oraz późniejszej dyskusji
„ekspertów” fakt, że na przestrzeni 100 lat funkcjonowania Domu Dziecka w
Szamotułach, nigdy nie było podobnych zastrzeżeń (molestowanie, znęcanie
się) pomimo że przewinęło się tam setki sióstr i pracowników czy wolontariuszy
cywilnych, oraz tysiące wychowanków w wieku od 3 do 20 lat.
Teraz, w atmosferze sensacji, emituje TVN materiał, w którym stawia się niczym
nie uzasadnione zarzuty bratu dwóch zakonnic, który ze względu na wiek i stan
zdrowia (przykuty do łóżka) nie może się bronić. Dodatkowo jednej z sióstr
zarzuca się fizyczne nękanie wychowanka kilkanaście lat temu.
Zastanawiające jest też, że nie wybrzmiały w reportażu informacje iż ten
wychowanek, przez lata, po opuszczeniu Domu Dziecka utrzymywał z siostrami
sympatyczne relacje. Dodatkowo, brat oskarżyciela korzystał z prywatnego
stypendium, które siostry pomogły mu uzyskać od znającego ich donatora.
Cios w serce za SERCE. Tak powinien brzmieć tytuł reportażu w wolnych
mediach.
Benedykt Mossakowski