Rząd broniąc się od oskarżeń o prowadzenie nieudolnej, a wręcz szkodliwej dla Polski polityki zrzuca odpowiedzialność za galopującą inflacje na wojnę na Ukrainie.
”Inflację nam Putin tutaj przyniósł”- obwieścił premier Morawiecki podczas konferencji prasowej.
Według oficjalnych źródeł inflacja w Polsce osiągnęła niebotyczny od 20 lat pułap i kształtuje się na poziomie 11%. Na domiar tego stopy procentowe podskoczyły w górę doprowadzając do gwałtownego wzrostu rat kredytów, a oprocentowanie lokat pozostaje w zasadzie bez zmian. Banki bez wyjątku drenują kieszenie Polaków, a rząd nie robi niczego żeby rozbić zmowę sektora bankowego.
Gwałtowny wzrost cen rozpoczął się nie, z powodu ”Putina”, jak to teraz próbuje premier Morawiecki wmówić Polakom, tylko znacznie wcześniej, podczas kryzysu pandemicznego ostatnich miesięcy.
Motorem napędowym spadku wartości pieniądza jest m.in zastąpienie środków wypracowanych przez gospodarkę na rzecz dodruku pustego pieniądza przeznaczonego na rozdawnictwo w celu zyskania aprobaty wśród potencjalnych wyborców.
Kolejnym czynnikiem generującym inflacje, było zerwanie łańcuchu dostaw podczas lockdownu, co skutkowało niedoborem towarów na rynku i wzrostem ich cen.
Polska w 80 proc. uzależniona od węgla bierze aktywny udział za sprawą obecnego i poprzedniego rządu w polityce klimatycznej Unii Europejskiej. Zgodnie z tą polityką, by zrównoważyć emisje dwutlenku węgla Polska musi wykupić certyfikaty do emisji CO2, których cena ostatnio gwałtownie pnie się w górę. Dla porównania od maja 2019 r. do listopada 2021 cena uprawnień wzrosła od 100 do 310 zł za tonę.
Na to wszystko dochodzą jeszcze ceny gazu, które wzrosły w tym roku dla firm od 400 do nawet 800 proc. oraz wysokie ceny paliw na stacjach benzynowych. Firmy, które jeszcze nie upadły próbują zrekompensować sobie straty podnosząc ceny artykułów lub usług.